Huddersfield - Liverpool

Sobotni mecz dla Liverpoolu miał być meczem na przełamanie. Po wyjątkowo trudnym okresie w terminarzu, podczas którego The Reds od czterech spotkań nie zasmakowali zwycięstwa mecz z Huddersfield miał pozwolić podopiecznym Jurgena Kloppa wrócić po przerwie reprezentacyjnej na właściwe tory i nabrać wiatru w żagle. Jednak wspomniana przerwa, z powodu kontuzji wykluczyła z walki, w tym meczu zarówno Naby’ego Keitę jak i Sadio Mane. W ich miejscach od pierwszej minuty zameldowali się Eric Lallana i Xerdan Shaqiri. Szczególnie ten drugi może zaliczyć swój występ do udanych. Asysta przy bramce, aktywna gra zarówno w ofensywie i defensywie oraz kilka podań otwierających kolegom sytuacje do strzelenia bramki to dorobek jakim Szwajcar może się pochwalić po dzisiejszym meczu. Jednak długo trzeba by było szukać by w ofensywnej grze można by było wyróżnić kogoś jeszcze. 2 celne strzały The Reds w ciągu całego spotkania mówią same za siebie. The Egyptian King, bo tak nazywają Salaha kibice swoją grą nie zasługuje jednak nawet na tytuł wezyra. Mimo strzelonej bramki nie można mówić o powrocie do dyspozycji z poprzedniego sezonu, w którym był królem strzelców z aż 32 bramkami na koncie! Mimo że liczby nie są tragiczne – 4 bramki w 9 meczach - i bronią Egipcjanina, to ilość zmarnowanych sytuacji lub niedokładnych podań w kluczowych momentach jest zatrważająca. Do swojej gwiazdy cierpliwość traci też Jurgen Klopp. W dzisiejszym spotkaniu po kolejnej źle rozegranej akcji przez Salaha niemiecki szkoleniowiec nie zdołał utrzymać nerwów na wodzy i wybuchł. Klopp darzy jednak swojego snajpera dużym zaufaniem i wierzy że w końcu zacznie strzelać. Dlatego wątpię by Egipcjanin, mimo gorszego okresu wylądował na ławce rezerwowych. Zachowane czyste konto w tym meczu to zarówno zasługa dobrze współpracującej pary stoperów z poprzedniego sezonu Lovren – Van Dijk, jak i doskonale spisującego się miedzy słupkami Alissona. Z wspomnianego powrotu Chorwata z pewnością nie cieszy się Alexander-Arnold. Bowiem od tego momentu stracił on swoje miejsce w podstawowym składzie kosztem przesuniętego na prawą stronę Joe Gomeza. Klopp jednak na pewno zdaje sobie z potencjału jaki drzemię w 19-letnim Angliku i nie pozwoli mu długo czekać na kolejną szansę do gry. Jednak cały blok defensywy od początku sezonu spisuje się na medal. 3 stracone bramki w 9 kolejkach to bilans, którym oprócz The Reds może pochwalić się jeszcze jedynie obecny lider - Manchester City. Bilans zdobytych bramek nie jest już jednak, aż tak zachwycający. Liverpool w dzisiejszym spotkaniu tak jak w kilku poprzednich wykazuje się sporym minimalizmem, za który nie przyszło im jednak jeszcze zapłacić utratą punktów. The Reds przy wyniku 1-0 nie poszło za ciosem i nie podwyższyło rezultatu mimo, że The Terriers pozostawiali im do tego momentami naprawdę dużo miejsca. Huddersfield też miało swoje okazje, ale szczęśliwe dla Liverpoolu na posterunku w porę zawsze meldował się Alisson lub rywale nie potrafili wykorzystać stworzonych przez siebie sytuacji, do których zespół Kloppa nie powinien jednak tak często dopuszczać mierząc się z przedostatnią siłą w Premier League! Przed utratą bramki The Reds uchronił także słupek, kiedy to prawdziwą „bombę” z ok. 25 metrów posłał kapitan gospodarzy – Jonathan Hogg. Rezultat 0-1 pozwolił jednak wspiąć się o jedną lokatę wyżej w ligowej tabeli, wyprzedzając Chelsea, która zremisował u siebie rzutem na taśmę z Manchesterem United 2-2. Co nie zmienia jednak faktu, że zespół aspirujący na mistrza Anglii w meczu z zespołem walczącym o utrzymanie powinien ich, mówiąc kolokwialnie „rozjechać” i gładko wygrać z kilku bramkową nawiązką. Dla porównania Chelsea pokonała Huddersfield na wyjeździe 0-3, a Manchester City rozgromił u siebie, aż 6-1!

 

22 października 2018

Powrót

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Pakiet Premium

Ta strona została stworzona za darmo w WebWave.
Ty też możesz stworzyć swoją darmową stronę www bez kodowania.