Liverpool - Manchester City

Wszystkie znaki na niebie wskazywały na wielkie piłkarskie święto i porywający spektakl na Anfield. Zarówno The Reds jak i The Citizens przystępowali do tego meczu z 19 punktami na koncie i perspektywą samodzielnego zasiądnięcia na fotelu lidera. Jednak wielkie nazwiska na murawie jak i ławce trenerskiej nie zapewniły nam show na miarę oczekiwań. Bezbramkowy remis nie przemawia do miłośników futbolu. O ile dla prawdziwych koneserów piłki nożnej mecz ten mógł być akceptowalny pod względem emocji, to dla przeciętnego kibica był on zwyczajnie nudny. Statystyka strzałów po pierwszej połowie mówi za siebie. Trzy strzały z czego żaden celny to dorobek, który udało się uzyskać obu drużynom po 45 minutach gry. Kibice mogą czuć się oszukani ponieważ pierwsze minuty nie zapowiadały tak nużącej odsłony. Goście bowiem już w 2 minucie mieli okazję sam na sam, w tym momencie od wykończenia akcji Aguero powstrzymała jednak uniesiona chorągiewka sędziego bocznego. Na odpowiedź podpieczni Pepa Guardioli nie czekali długo. Kilkadziesiąt sekund później Salah wypracował sobie dogodną sytuację mijając jednego defensora Manchesteru, ale jego strzał minął się niewiele z słupkiem Endersona. Jak się później okazało była to najgroźniejsza akcja pierwszej połowy. Kolejne próby Egipcjanina (w drugiej połowie) także nie znajdowały drogi do bramki. Na szczęście dla niego po przerwie rezprezentacyjnej następne w terminarzu przypada spotkanie z Huddersfield, które śmiało można nazwać „meczem na przełamanie”. The Terriers bowiem nie wygrało jeszcze ani jednego meczu w tym sezonie, a po 8 kolejkach ma na swoim koncie zaledwie 3 punkty. Przez resztę pierwszej połowy zarówno jedni jak i drudzy kreowali sobie akcje, które nie były jednak wieńczone strzałem. Ożywienie nastąpiło dopiero w 54 minucie spotkania, kiedy to Liverpool lewą stroną przedarł się przez defensywę Citizens i narobił prawdziwe zamieszanie w polu karnym, które przerwał dopiero Sterling dając tym samym początek kontrze, którą jednak w porę zdołał zatrzymać wracający do gry po kontuzji Lovren. Serce podeszło do gardła wszystkim sympatykom Liverpoolu gdy Mahrez minimalnie pomylił się w 61 minucie gry, nie wykorzystując świetnego podania Silvy. Jednak pech dla Algierczyka miał się dopiero zacząć. Po zejściu Aguero to on pierwszy dorwał się do futbolówki by wykończyć „jedenastkę” sprowokowaną przez lidera defensywy The Reds – Virgila van Dijka. Holender spóźnił się z interwencją i kopnał wprost w nogę rozpędzonego Leroya Sane. Mahrez podszedł do karnego jednak zbyt pewnie, nie spoglądając nawet na bramkarza oddał potężny strzał, który poszybował wysoko ponad bramką. Tym samym pozbawiając swój zespół szans na wywiezienie z Anfield kompletu punktów. Bramka zakłócałaby jednak spojrzenie na rzeczywisty przebieg tego spotkania, a wynik 0-0 w pełni odzwierciedla jego bezbarwność. Pozytywem takiego rezultatu jest jednak zakotłowanie do jakiego doszło w czołówce tabeli. Zarówno City, Liverpool jak i Chelsea mają w tej chwili po tyle samo – 20 punktów, a po ich piętach depcze rozpędzony Aresenal, który ma za sobą 9 zwycięstw z rzędu oraz Tottenham, który będzie chciał wynagrodzić swoim kibicom swoje słabe występy w Lidze Mistrzów. Obu zespołom z północnego Londynu brakuje bowiem do prowadzącej trójki zaledwie 2 oczek. W takiej sytuacji nikt nie może pozwolić sobie na błąd, ponieważ jedno potknięcie będzie mogło go to kosztować znalezieniem się na przeciwległym biegunie w „TOP 5”.

 

10 października 2018

Powrót

Podpowiedź:

Możesz usunąć tę informację włączając Pakiet Premium

Ta strona została stworzona za darmo w WebWave.
Ty też możesz stworzyć swoją darmową stronę www bez kodowania.